Niech więc nam nic nie przeszkadza, nic nie oddziela ani niepokoi, wszędzie, na każdym miejscu, o każdej godzinie i o każdej porze, codziennie i nieustannie wierzmy wszyscy szczerze i pokornie, nośmy w sercu i kochajmy, czcijmy, uwielbiajmy i wywyższajmy, wysławiajmy i dzięki za wszystko składajmy Bogu, Trójcy i Jedności, Ojcu i Synowi, Duchowi Świętemu, Stworzycielowi wszystkich rzeczy i Zbawicielowi wszystkich w Niego wierzących, ufających i miłujących Go.
miłowanie Boga
Maria Maravillas od Jezusa (św.): Co cię powstrzymuje?
Co cię powstrzymuje? Co kochasz? Czego szukasz? Czego oczekujesz? Ofiaruj się na każde poświęcenie, każde cierpienie z miłości do twojego Chrystusa, który z miłości do ciebie przed niczym się nie cofnął.
Niech Bóg będzie błogosławiony, niech czyni z nami, czego pragnie, choćby to było we łzach i z sercem startym w proch, bo On na to zezwala. Gdy Bóg sprawia, że cierpimy mężnie, wtedy kosztuje to dużo mniej, niż gdy pozwala, byśmy czyniły to bez sił. On chciał tego doświadczyć w czasie modlitwy w ogrodzie Oliwnym, aby dać nam przykład. On zawsze jest z nami podtrzymując nas, umacniając i dodając odwagi i siły.
Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej (św.): Miłujmy Go płomiennie, ale miłością głęboką i spokojną
Ja również, droga siostro, życzę ci miłości. To słowo, zdaje mi się, zawiera w sobie całą świętość. A więc miłujmy Go płomiennie, ale miłością głęboką i spokojną! Trwajmy w skupieniu przy Tym, który jest, przy Niezmiennym, którego miłość zawsze spoczywa na nas. My zaś jesteśmy „tymi, których nie ma”. Idźmy do Tego, który chce, abyśmy całe należały do Niego, i który nas tak doskonale zewsząd otacza, żebyśmy już nie my żyły, ale żeby On żył w nas! Z Bogiem! Niech On będzie naszym jedynym Wszystkim. Ściskam cię. Szczęśliwych imienin
(List do M. Gollot, 19 lipca 1901 r. [fragm.], bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej)
Arnold Janssen (św.): Tak mało kocha się Ducha Świętego
John Henry Newman (ks. kard., bł.): Panie mój, zerwij me łańcuchy – unieś moje serce
Panie mój, wierzę, wiem i czuję, że Tyś jest Najwyższym Dobrem. A mówiąc to, mam na myśli nie tylko to, żeś ze swojej natury największym dobrem i pełen dobrej woli, lecz i to, żeś sam w sobie transcendentnym Pięknem. Wierzę też, że piękno, jakie jest w Twym stworzeniu, to zwykły proch i pył, żadną miarą nieporównywalne z Tobą, któryś jest nieskończenie pięknym Stwórcą. Wiem dobrze, że aniołowie i święci dlatego cieszą się doskonałą szczęśliwością, bo oglądają Ciebie. Na tym świecie choćby przebłysk Twej prawdziwej chwały napełnia ekstazą ludzi świątobliwych. Odczuwam prawdziwość tego wszystkiego, w odpowiednim mi stopniu, ponieważ Ty miłosiernie przyjąłeś na siebie naszą naturę i przyszedłeś do mnie jako człowiek. „I widzieliśmy chwałę Jego, chwałę Jednorodzonego Syna od Ojca” (por. J 1,14). Im bardziej, o mój ukochany Panie, rozważam nad Twymi słowami, pracą, czynami i cierpieniami zawartymi na kartkach Ewangelii, tym bardziej widzę Ciebie jako pełnego cudownej chwały i piękna.
I dlatego, mój ukochany Panie, odkąd dostrzegam żeś taki piękny, kocham Cię i pragnę kochać Cię coraz bardziej i bardziej. Bo Ty jesteś Jedynym Dobrem, Pięknem, Chwałą, pośród wszystkiego istniejącego świata i nie ma niczego podobnego Tobie; Ty jesteś pełen nieskończonej chwały i dobra, nieporównywalny nawet z najpiękniejszym ze stworzeń, dlatego Ciebie kocham wyjątkową miłością, jedyną, wyłączną i niepowtarzalną. Wszystko, o mój Panie, jest dla mnie mrokiem i mgłą, po tym jak spojrzę na Ciebie. I mógłbym raczej stracić wszystko, niż Ciebie. Bo Ty, o mój Panie, jesteś mym najwyższym i jedynym Panem i miłością.
Mój Boże, Ty wiesz nieskończenie lepiej niż ja, jak mało Cię kocham. Powinienem ukochać w Tobie łaskę. To ona otwiera oczy mego umysłu i uzdalnia je do oglądania Twej chwały. To ona dotyka mego serca i czyni je podatnym na wpływ tego, co tak cudownie piękne i sprawiedliwe. Jak mogę pomóc swojej miłości, mój Panie, by wyzbyła się tej strasznej skazy, przeszkadzającej mi patrzeć na Ciebie? O mój Boże, cokolwiek jest mi bliższego niż Ty, rzeczy ziemskie i przyjemniejsze dla mnie z natury, z pewnością wszystkie one będą odwracać mój wzrok od Ciebie, dopóki nie zadziała Twoja łaska. Miej pieczę nad mymi oczyma, moim słuchem i sercem, by nie popadły w sromotną niewolę. Zerwij me łańcuchy – unieś moje serce. Miej pieczę nad mym jestestwem, by całe skierowane było ku Tobie. Spraw, bym nigdy nie tracił Cię z oczu; a gdy wpatruję się w Ciebie – pozwól by każdego dnia moja miłość do Ciebie rosła coraz bardziej i bardziej.
(Meditations on Christian Doctrine [wyd. pol.: O krok bliżej… Medytacje; fragm.], bł. John Henry Newman)
Anna Katarzyna Emmerich (bł.): W Magdalenie żal i miłość ku Jezusowi przezwyciężyły wszelką trwogę
Przemoczona nocną rosą, wbiegła Magdalena z powrotem do ogrodu. Płaszcz opadł jej z głowy na barki, długie włosy rozwiązały się i opadły falą na plecy. Nie mając nikogo przy sobie, nie odważyła się Magdalena wejść zaraz do groty; zatrzymawszy się więc na skraju u wejścia, schyliła się, zaglądnęła do groty przez niżej położone drzwi, by ujrzeć grób; opadające bujne włosy odgarnęła i przytrzymywała rękoma. Zaglądając tak ciekawie, ujrzała dwóch aniołów w białych szatach, siedzących u wezgłowia i w nogach grobu.
Równocześnie doszły do jej uszu słowa: „Niewiasto, dlaczego płaczesz?” – Zawołała więc żałośnie: „Wzięto Pana mego; nie wiadomo dokąd”. A widząc, że w grobie leżą tylko same całuny, rozglądnęła się wokoło, jak gdyby spodziewała się ujrzeć gdzie Jezusa. Jakieś nieokreślone przeczucie mówiło jej, że Pan jest gdzieś blisko, a nie zbiło ją z tropu nawet zjawienie się aniołów. Nie zastanawiając się prawie nad tym, że to aniołowie mówią do niej, myśl jej zajęta była wyłącznie tym jednym zagadnieniem: „Nie ma tu Jezusa! Gdzież jest Jezus?”. Odszedłszy nieco od grobowca, zaczęła błądzić wkoło, jak ktoś, kto szuka trwożnie zgubionego przedmiotu. Bujne włosy rozsypały się jej po plecach na obie strony, więc usunąwszy je na prawo, ujęła w obie ręce, przygładziła trochę, odrzuciła w tył i znowu zaczęła się rozglądać.
Nagle o dziesięć może kroków na wschód od grobowca, w miejscu, gdzie ogród podnosi się ku murom, ujrzała w mroku wysoką, białą postać, stojącą wokół zarośli za drzewem palmowym. Pobiegła w tę stronę i znowu usłyszała słowa: „Niewiasto, czego płaczesz? Kogo szukasz?”. Magdalena myślała, że to ogrodnik, bo rzeczywiście postać trzymała łopatę w ręku, a na głowie miała płaski kapelusz, podobny do używanej tu kory, przywiązanej nad czołem dla ochrony od słońca, zupełnie tak, jak przedstawił mi się ogrodnik w przypowieści, którą Jezus opowiadał niewiastom w Betanii tuż przed Jego męką. Postać, zjawiająca się Magdalenie, nie była świetlista, lecz podobna zupełnie do zwyczajnego człowieka, jak wyglądałby o zmierzchu, ubrany w białą suknię. Na zapytanie, kogo szuka, zawołała Magdalena natychmiast:”Panie, jeśli ty Go wziąłeś, to powiedz, gdzieś Go podział? A ja Go zabiorę”. I znowu zaczęła się rozglądać, czy nie ujrzy gdzie Pana w pobliżu.
Wtedy Jezus – On to był bowiem – rzekł zwykłym, znanym jej głosem: „Mario!” – Magdalena, poznawszy Pana po głosie, zapomniała o ukrzyżowaniu, o śmierci i pogrzebie, upadła przed Nim na kolana i wyciągnąwszy ręce ku Jego stopom, zawołała, jak zwykła była Go dawniej nazywać: „Rabbuni? [Mistrzu mój?]”. Jezus powstrzymał ją jednak, wyciągnąwszy rękę przed siebie, i rzekł: Nie dotykaj Mnie! Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego. Wracaj do Mych braci i powiedz im te słowa:<<Idę do Ojca Mego i Ojca waszego, do Boga Mego i Boga waszego!>> [por. J 20,17]. Po tych słowach znikł Jezus w jednej chwili sprzed oczu Magdaleny.
Otrzymałam objaśnienie, dlaczego Jezus zabronił Magdalenie dotykać się Go, ale już nie potrafię tego dokładnie powiedzieć; zdaje mi się, dlatego że Magdalena z taką gwałtownością rzuciła się do uściśnięcia stóp Jego, z tym uczuciem, jakby żył jeszcze, jak przedtem, i jakoby nic się nie zmieniło. Słowa Jezusa: „Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego” oznaczały, jak się dowiedziałam, że jeszcze po Zmartwychwstaniu nie stawił się przed Swym Ojcem Niebieskim i nie podziękował Mu za zwycięstwo nad śmiercią i odkupienie ludzkości. Chciał przez to niejako powiedzieć Jezus Magdalenie, że pierwsze radości Bogu się należą, że więc i ona powinna się najpierw zastanowić i podziękować Bogu za dopełnienie Tajemnicy Odkupienia i zwycięstwo nad śmiercią.
Gdy Jezus zniknął, podniosła się Magdalena i niepewna, czy był to sen, czy jawa, pobiegła jeszcze raz do grobu. Widząc same całuny i aniołów, doszła wreszcie do przekonania, że rzeczywiście Jezus zmartwychwstał cudownie, więc pospieszyła do swych towarzyszek. Jezus pojawił się Magdalenie mniej więcej o godzinie pół do trzeciej.
(…)
W Magdalenie żal [za grzechy] i miłość ku Jezusowi przezwyciężyły wszelką trwogę. Nie troszcząc się teraz o nic, z pełną poświęcenia odwagą naraża się na niebezpieczeństwo. Nieraz biega po ulicach z rozpuszczonymi włosami. Gdziekolwiek natknie się na ludzi, czy w domach, czy na publicznych placach, wyrzuca im zamordowanie Jezusa, opowiada z zapałem o swych własnych winach i o ich znaczeniu jako przyczyny śmieci Jezusa. Jeśli nie napotka nikogo, błądzi po ogrodach i powtarza to samo drzewom, kwiatom i studniom. Często gromadzą się ludzie koło niej; jedni litują się nad nią, inni szydzą z niej, pogardliwie wspominając dawniejszy jej sposób życia. W ogóle nie zażywa Magdalena szacunku u ogółu ludności, bo dawniej szerzyła za wiele zgorszenia. I teraz wielu Żydów gorszy się tym gwałtownym okazywaniem boleści, a nawet zdaje się pięciu próbowało ją pojmać; lecz ona przeszła pośród nich, postępując [dalej] tak samo, jak dotychczas. Zapomniała teraz o całym świecie, a tylko wzdycha za Jezusem.
(Życie Marii Magdaleny opowiedziane przez bł. Annę Katarzynę Emmerich, [fragm.] opr. ks. Krzysztof Stola)